Czas czytania: 2 minuty

Toniki złuszczające jeszcze kilka lat temu były traktowane jak kosmetyki „raz na jakiś czas”. Dziś coraz częściej pojawiają się w codziennych rutynach – rano i wieczorem, przez cały rok. Kwasy AHA, BHA, PHA, enzymy, czasem wszystko naraz. Skóra ma być gładka, czysta, bez zaskórników i bez tekstury.

Tylko czy codzienne złuszczanie naprawdę jest takie bezpieczne, jak sugerują opisy na opakowaniach?

Dlaczego toniki złuszczające stały się tak popularne?

Bo dają szybki efekt. Skóra wygląda na gładszą, jaśniejszą, pory są mniej widoczne, a makijaż lepiej się układa. Tonik jest też „łatwy” – nie wymaga czasu, zmywania ani planowania. Wiele osób traktuje go jak niewinną wodę po myciu, a nie realnie aktywny kosmetyk.

Problem zaczyna się wtedy, gdy efekt wygładzenia mylimy ze zdrową skórą.

Co się dzieje, gdy złuszczasz za często?

Złuszczanie to kontrolowane uszkadzanie naskórka – i to samo w sobie nie jest złe. Skóra potrafi się regenerować. Ale tylko wtedy, gdy damy jej na to przestrzeń.

Codzienne stosowanie toniku z kwasami może stopniowo osłabiać barierę hydrolipidową. Na początku skóra wygląda świetnie, później pojawia się uczucie ściągnięcia, pieczenie po myciu, nadreaktywność na kosmetyki, a czasem paradoksalne wysypy. To moment, w którym wiele osób sięga po… jeszcze więcej kwasów, myśląc, że „coś się zapycha”.

I tak zaczyna się droga do nadwrażliwości, która często nie ma nic wspólnego z typem cery, tylko z nadmiarem bodźców.

Czy każdy tonik złuszczający to problem?

Nie. Kluczowe są stężenie, rodzaj kwasu i częstotliwość. Delikatne PHA lub bardzo niskie stężenia kwasów mogą być dobrze tolerowane nawet częściej, zwłaszcza przez skóry grube, łojotokowe i odporne. Ale to nadal nie znaczy, że „więcej = lepiej”.

Skóra nie potrzebuje codziennego przyspieszania odnowy. Potrzebuje równowagi między złuszczaniem a regeneracją.

Najczęstszy błąd: tonik zamiast pielęgnacji

Wiele osób traktuje tonik złuszczający jak główny element rutyny. Tymczasem bez solidnego nawilżenia, lipidów i ochrony UV nawet najlepiej dobrany kwas zacznie działać przeciwko skórze.

Jeśli po toniku:
– piecze przy nakładaniu kremu,
– pojawia się zaczerwienienie bez powodu,
– skóra „błyszczy się, ale jest sucha”,

to bardzo często nie jest to oczyszczanie, tylko przebodźcowanie.

Kiedy codzienny tonik ma sens, a kiedy lepiej odpuścić?

Codzienne złuszczanie może mieć sens u niewielkiej grupy osób – ze skórą bardzo odporną, łojotokową, z tendencją do zaskórników i dobrze zbudowaną barierą. Dla większości cer znacznie lepszym rozwiązaniem jest złuszczanie 2–3 razy w tygodniu i skupienie się na odbudowie skóry w pozostałe dni.

Bo gładka skóra to nie ta, która jest ciągle „polerowana”, tylko ta, która jest spokojna.

Złuszczanie to narzędzie, nie fundament

Tonik złuszczający może być świetnym dodatkiem do pielęgnacji. Ale kiedy staje się jej podstawą, bardzo łatwo przekroczyć granicę, po której zamiast efektu „glow” pojawia się reaktywność, suchość i chroniczne podrażnienie.

W pielęgnacji – szczególnie zimą i przy wrażliwej cerze – mniej naprawdę często znaczy więcej.