TikTok uwielbia wszystko, co sprawia, że skóra wygląda na mokrą, zdrową i świetlistą. Po glass skin i skin flooding przyszedł czas na „body lamination”, czyli warstwową pielęgnację ciała, która ma dawać efekt skóry jak po luksusowym zabiegu spa. Ramiona lśnią, nogi wyglądają jak pokryte mgiełką światła, a całe ciało zyskuje miękkość i elastyczność. Trend działa wizualnie jak magnes, ale czy za tym błyskiem stoi coś więcej?
Skąd wziął się trend i o co w nim chodzi
Laminacja ciała to po prostu świadome nakładanie kilku warstw produktów: najpierw coś lekkiego, co nawilży skórę, potem olejek, który zatrzyma wilgoć, a na końcu bogatszy emolient lub masło, tworzące gładki, ochronny film. Ta metoda wcale nie jest nowa – to tylko inna nazwa dla dobrze znanego warstwowania, które dermatolodzy polecają osobom z bardzo suchą skórą. Różnica polega na estetyce i intensywności: TikTok wyniósł ten rytuał do rangi „wet look” dla ciała.
Co dzieje się na skórze i dlaczego efekt jest natychmiastowy
Choć termin brzmi jak zabieg gabinetowy, to mechanizm pielęgnacyjny jest zwyczajny, a jednocześnie bardzo skuteczny. Humektanty w balsamach wiążą wodę w naskórku, oleje tworzą film zapobiegający jej odparowaniu, a cięższe emolienty wygładzają powierzchnię skóry. Stąd ten charakterystyczny efekt szklistości, który widzimy zwłaszcza na łydkach, ramionach i dekolcie. To zmiana widoczna od razu – skóra wygląda zdrowiej, pełniej i jakby bardziej „dopieszczona”. Trzeba jednak pamiętać, że efekt jest powierzchowny. Laminacja nie wpływa na przebudowę włókien kolagenowych, nie likwiduje cellulitu ani nie napina skóry. To przede wszystkim zabieg estetyczny, a nie terapeutyczny.
Jak naprawdę wygląda wykonanie „laminacji”
Najlepiej zacząć po ciepłej kąpieli, kiedy skóra jest lekko wilgotna. W pierwszej kolejności używa się lekkiego balsamu lub emulsji, która szybko się wchłania i daje bazę nawilżenia. Potem wchodzi olejek – najlepiej z tych, które nie pozostawiają tłustej, ciężkiej warstwy, tylko miękki glow. Ostatni krok to masło lub bogaty krem, który wzmacnia efekt odbicia światła i zatrzymuje wszystkie poprzednie warstwy na miejscu. Niektóre osoby na koniec spryskują ciało mgiełką rozświetlającą lub stosują olejek z drobinkami, żeby dodać skórze fotograficznego błysku.
Całość nie zajmuje długo, ale rezultat jest spektakularny – dlatego trend idealnie sprawdza się przed wyjściem, sesją czy nagraniem. Można też potraktować go jako rytuał wieczorny w okresie zimowym, kiedy skóra jest odwodniona przez centralne ogrzewanie.
Dla kogo to działa, a kto powinien uważać
Najbardziej zadowolone będą osoby, których skóra jest sucha, łuszcząca się, „szorstka” lub matowa. Warstwowanie bardzo szybko przywraca jej elastyczność i gładkość. Jeśli jednak ktoś zmaga się z trądzikiem na ramionach czy na plecach, zbyt tłuste warstwy mogą okazać się ryzykowne. W takich przypadkach lepiej postawić na lżejsze formuły i pominąć olejek lub masło. Warto też pamiętać, że nie każdy lubi uczucie kilku warstw produktów na ciele – dlatego trend najlepiej sprawdza się okazjonalnie lub na wybrane partie skóry.
Czy warto wprowadzić „laminację” do codziennej rutyny
Tak, jeśli traktujesz to jako szybki sposób na poprawę wyglądu skóry. Laminacja nie zastąpi solidnej pielęgnacji czy kuracji dermatologicznej, ale świetnie sprawdza się jako rytuał przed ważnym wyjściem albo sposób na odzyskanie blasku zimą. Trend jest lekki, przyjemny, wizualnie spektakularny i – co najważniejsze – oparty na realnym działaniu składników, a nie tylko na filtrach tiktokowej kamery.
To błyskawiczny trik, który łączy modę, pielęgnację i efekt wow. I nic dziwnego, że już ma szansę stać się jednym z najbardziej klikalnych rytuałów sezonu.






























