Czas czytania: 2 minuty

Jeszcze kilka lat temu diagnoza skóry była domeną dermatologów i kosmetologów. Dziś wystarczy selfie, by aplikacja w kilka sekund oceniła poziom nawilżenia, zmarszczki, pory i przebarwienia. Brzmi jak przyszłość? Właściwie to teraźniejszość. Ale czy naprawdę możemy zaufać sztucznej inteligencji w ocenie kondycji naszej cery?

Jak działają „skanery skóry” w telefonie

Aplikacje oparte na AI analizują zdjęcie twarzy, wykorzystując algorytmy rozpoznawania obrazu podobne do tych, które identyfikują twarze na Instagramie. W teorii potrafią wykryć oznaki starzenia, przebarwienia czy rozszerzone pory. W praktyce — wiele zależy od jakości zdjęcia, oświetlenia, kąta i koloru skóry.

Większość z nich porównuje naszą twarz do ogromnych baz danych zdjęć, szukając podobnych „wzorców problemów”. Wynik? Ocena skóry w procentach, czasem rekomendacja produktów lub plan pielęgnacji — często dopasowany do konkretnej marki.

Technologia kontra rzeczywistość

Choć sztuczna inteligencja staje się coraz bardziej precyzyjna, dermatolodzy podkreślają, że żadna aplikacja nie zastąpi oceny specjalisty. AI nie „widzi” tego, co pod naskórkiem — nie rozpozna np. stanów zapalnych, trądziku różowatego czy problemów hormonalnych. Może więc stać się narzędziem wspierającym, ale nie diagnozującym.

Najczęstsze błędy aplikacji

  • Nierealistyczne wyniki – przy złym świetle aplikacja może „zobaczyć” przebarwienia tam, gdzie ich nie ma.

  • Uśrednianie danych – algorytm ocenia według „średniej skóry”, a nie indywidualnych potrzeb.

  • Rekomendacje sponsorowane – wiele aplikacji jest powiązanych z konkretnymi markami, więc wyniki mogą kierować użytkownika do określonych produktów.

Kiedy warto korzystać z AI w pielęgnacji

Z rozsądkiem. Skanery skóry mogą być świetnym punktem wyjścia — do obserwowania zmian, testowania nowych rytuałów pielęgnacyjnych czy oceny efektów kuracji. Ale ostateczne decyzje warto konsultować z profesjonalistą lub… własnym lustrem.

Przyszłość: pielęgnacja z personalnym algorytmem

Rynek beauty-tech rozwija się błyskawicznie. Już teraz testowane są aplikacje, które analizują mikrobiom skóry, monitorują poziom sebum w czasie rzeczywistym czy łączą dane z zegarków fitness. Możliwe, że za kilka lat aplikacja naprawdę będzie wiedziała, czego potrzebuje nasza cera — zanim my same to zauważymy.